Brzmi znakomicie, energetycznie, kolektywnie [nie boję się tego słowa] i jakoś tak ku nadziei - „jeden za wszystkich, wszyscy za…”. I w jakimś sensie tak właśnie jest/było. Osoby, które spotkałam na zjeździe (niektóre po raz kolejny przy okazji takich wydarzeń), to serce i rozum aktywizmu pro-lokatorskiego, a nierzadko i pro-pracowniczego (IP). Z wiadomych przyczyn jedno z drugim się łączy.
Przybyliśmy_łyśmy na zaproszenie PALu (Pomorska Akcja Lokatorska), m.in. z Krakowa, Śląska, Łodzi, Poznania, czy z Warszawy.
Przez trzy dni uczestniczyłyśmy_liśmy w dyskusjach, wykładach, warsztatach, spotkaniach integracyjnych; w tym, w śniadaniu na plaży (elementy protestu też zabraliśmy_łyśmy. Pomogły przy rozpałce – wachlowanie, nie palenie).
Było bardzo intensywnie, a przede wszystkim po coś.
W składzie różnorodnym [w sensie doświadczeń, obszaru działań, jak i wieku etc] opracowaliśmy_łyśmy Postulaty Zjazdu, czy też bardziej formalnie Gdańską Deklarację Lokatorską, która została publicznie odczytana podczas konferencji prasowej.
Miejsce odczytu również było nieprzypadkowe, ul. Grunwaldzka 597 to adres z historią. Brutalną, przykrą, świadczącą o bezduszności władz Miasta, gdzie lokator_ka bywa przeszkodą na drodze do dobrego interesu. (W konferencji uczestniczył mieszkaniec w/w, który opowiedział swoją historię, a także ze wzruszeniem dziękował za obecność, pamięć i solidarność).
Wśród ogłoszonych postulatów znalazły się:
- powiększenie zasobu mieszkań komunalnych i akademików publicznych;
- komunalizacja pustostanów;
- ustalenie maksymalnych i skalkulowanych stawek czynszów;
- regulacja najmu rynku prywatnego;
- kampanie edukacyjne w zakresie praw lokatorskich;
- nowa ustawa regulująca sytuację w zasobach TBS/SIM
(Zaznaczę tylko, że z tych ostatnich nikogo nie spotkałam. A chociażby w Gdańsku, czy w Pruszczu Gdańskim spółki istnieją).
Postulaty, wraz z listem przewodnim zostaną wysłane do Prezydentów miast, do klubów w radach miast, do Kancelarii Premiera, do MRiT.
W całym wydarzeniu zaznaczyły się pewne tropy i konstatacje. Podczas dyskusji Studenci a ruch lokatorski padły pytania o status osoby studiującej. Czy mieszkając w akademiku (jeśli ma takie szczęście) jest lokatorem_lokatorką? Czy prawo ją/jego chroni? W jakim zakresie? Czy zważywszy na coraz mniejszą ilość zasobów publicznych dla tej grupy osób, pozostanie im być tylko klientami_kami? Jaka jest w tym wypadku rola Państwa?
Panel prowadziła Gabe Wilczyńska (IP, WSL), współautorka publikacji „Mieszkanie prawem. Ruch lokatorski wobec kryzysu mieszkaniowego”, czy księgi [532 str.] pt.: „Jowita zostaje. Historia 10 dni ruchu studenckiego”. Osoba, która podczas demonstracji pro-pracowniczych i pro-lokatorskich zawsze jest na pierwszej linii ognia.
Dlaczego o tym piszę, tu w TBS-owskim ogródku?
Dlatego, że przydałoby się na tym osamotnionym, pogrodzonym wewnętrznymi zasiekami niechęci, zachwaszczonym, pełnym psów na łańcuchach i napisów „Pan tu nie stał” poletku zrobić mały rozpiernicz. Wpuścić nieco tlenu i światła, usunąć kręgi z drutu kolczastego wzajemnej obrazy/odrazy, podejrzliwości, prywaty i niezrozumienia. Zawodów w „kto lepszy w-?” No właśnie w czym?, bo póki co szału nie ma. Cel niby wspólny, ale poza tym współpraca mizerna. A kosa w plecy sprzedana na darmo.
Wreszcie wołami na sypiącym się murku [w końcu to TBS-y] napisać – Was też to dotyczy! Też jesteście lokatorami_kami! Dołączcie, bo „Mieszkanie prawem… + Konstytucja, Konstytucja” (warto pamiętać, że istnieje taki pomijany art. 75 tejże).
Nawet mając ambicje na dojście do własności, jesteśmy/jesteście nadal lokatorami_kami!
To w niczym nie uwłacza, nie boli, nie piętnuje, ani nie marginalizuje.
Czas otrząsnąć się z kapitalistycznej trucizny, jakoby tylko mieszkanie na własność, lub kredyt na 30 lat, czyniło Nas ludźmi.
My (niestety) też spłacamy kredyty, i to nasze/nie-nasze, więc mistrzostwo podwójne, acz przez Państwo usankcjonowane. To My wynagradzamy zarząd, Prezesów, administrację, płacąc im tyle (zarząd, Prezesi), że Nasze problemy są im nieznane, a my sami_e nie jesteśmy partnerami_kami do dyskusji.
Ps. przy okazji warto wiedzieć kto zasiada na w/w stanowiskach. Polityka i mieszkaniówka to „wspólny wór” – jak nasza/nie-nasza dola kredytowa. Transparentność i uczciwość gwarantowane...
Poszerzenie pola walki wydaje się być konieczne, bo podziały w tym obszarze są sztuczne, alienujące, destrukcyjne, i tylko budują poczucie, że „nie wszyscy są niezadowoleni” – jak usłyszałyśmy_eliśmy na jednej z nadzwyczajnych Rad Miasta. A szukanie „kozła ofiarnego” to marna rozrywka.
Wracając do zjazdu – wśród paneli były m.in.: Praktyczne narzędzia walki na polu miasta (fenomenalna Maja Kudła z WSLu), Rewitalizacja a gentryfikacja (Weronika Dąbrowicz z ŁSLu), czy warsztaty Przepisy prawa, które przydają się w działalności lokatorskiej (radca prawny Marcin Grudziński).
Wypowiadały się osoby robiące niezły ferment na swoim „podwórku” – niesamowite przedstawicielki Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów, które obecnie, wraz z mieszkankami_ńcami Rozbratu (skłot), pomagają osobom zmagającym się z kryzysem na Osiedlu Maltańskim (Poznań). Ich determinacja i skuteczność już wcześniej zaowocowały min. szkoleniami dla policji(!) [nie raz mogliśmy_łyśmy się przekonać przy okazji nielegalnych eksmisji, że mundurowi nie zawsze znają przepisy].
Inne działaczki (Łódź), mówiły o próbach przeforsowania zmian dotyczących ulg mieszkaniowych wynikających ze złego stanu technicznego budynków. Ich projekt przepadł w głosowaniu Rady Miasta. Oby udało się to zmienić w przyszłości (oby niedalekiej, zważywszy na kondycję części łódzkiej zabudowy).
Co dalej?
Na początek - wspólne demo przeciw kredytowi 0%, który w Nas też by uderzył, chociażby z racji skorelowania opłat ze stawką odtworzeniową. [Miejsce – zapewne Stolica].
Poszerzanie współpracy międzymiastowej.
Naciskanie decydentów_ek w sprawie Naszych postulatów. [Na zjeździe nie było polityków_czek, poza Adamem Szczepańskim, kandydatem na prezydenta Gdańska z komitetu Społeczny Gdańsk.
Co warto?
Odezwać się do innych stowarzyszeń lokatorskich, wyjść poza TBS-y. Współpraca na tej płaszczyźnie może się okazać niezwykle istotna, patrząc chociażby na to, że Miasta rezygnują z powiększania zasobów komunalnych na rzecz „społecznych inicjatyw”.
Finish:
Wszystko, co powyżej napisałam, biorę na siebie.
Obywatelki TBS nie odpowiadają za treść, ani interpunkcję (chyba, że coś zmienią).
Wiem, że za te „słów kilka” i tak zbiorę hejt [samo zamieszczanie treści na Obywatelu, jak się okazuje, bywa drogą do wykluczenia]. Trudno.
Pod informacjami prasowymi dotyczącymi zjazdu, obrońcy kapitalizmu, kredytów na „wysoki połysk” i kultu indywidualizmu, zamieścili już swoje listy miłosne.
Swoją drogą, ciekawe jak tam ich sytuacja lokalowa…
Z uszanowaniem,
Warszawska Chuliganeria